Hanna Krall "Taniec na cudzym weselu"

"Tylko żart"

książka o dzieciństwie"Kiedy miał dwadzieścia lat, zaczął pisać książkę. Była to książka o dzieciństwie. Jego dzieciństwo trwało siedem lat - do Powstania Warszawskiego.
Pisze tę książkę nadal. Książkę o dzieciństwie, które trwało siedem lat, pisze od lat trzydziestu pięciu
(...)
Po roku czy dwóch naszła go myśl, że książka jest ukończona. Przepisał ją, przeczytał maszynopis, a kiedy odłożył ostatnią stronę, zrozumiał, że wszystko powinno być o wiele lepsze. Powinno być jak Dzieciństwo Tołstoja... Albo jak Proust... Był na czwartym roku prawa. Ponieważ nauka mogła mu przeszkodzić w dalszej pracy nad książką, przerwał studia i zaczął poprawiać. Niestety. Już wszystkie pokoje zaludnione były duchami, po stołowym przechadzała się piękna i zamyślona matka, wiecznie czekająca na ojca, który nie wracał, dobroduszna ciotka opowiadała bajki, zawsze ze złym zakończeniem, w złotym pokoju drzemała w fotelu babka, a wierna służąca zaczynała nakrywać stół - wyciągał te duchy siłą za włosy, z zakamarków pamięci, ze szpar, i wciąż nie był to Proust, mimo wszystko.
(...)
Człowiek z podziemia przyszedł wieczorem. Rozmawiali z nim do późna i nawet dali do przeczytania kilka rozdziałów książki o dzieciństwie. Człowiek z podziemia zdziwił się, że tak często powtarza się w niej słowo "ja"(...)

Lubił świat, do którego przenosił się swoim pisaniem. Był bezpieczny; był w porządku; nikt niczego nie oczekiwał po nim - że będzie studiował, że będzie zarabiał, przybije pawlacz, pójdzie do teściów i ukryje człowieka z podziemia... W przestronnych pokojach tamtego świata niczego nie przybijał, nikogo nie ukrywał, i mimo to był w porządku.
(...)

Uważa, że będzie kiedyś rozliczony z dwóch rzeczy: jak żył i jak wywiązał się z misji, którą mu wyznaczono. Każdy ma jakąś misję, tylko nie zawsze i nie od razu ją rozumie. (...)
Będzie więc rozliczony z tego, jak żył: jak obrażał żonę, strącał z kolan psa i wymówił dom człowiekowi z podziemia.
I będzie rozliczony z misji, czyli z pisania.
Pod jednym warunkiem, naturalnie.
Że Bóg nie parsknie śmiechem na jego widok i nie zawoła:
- Pisanie? Ależ to żart! To był tylko żart, który potraktowałeś serio... No, no, nie gniewaj się... Zrobiłem to z litości... Żebyś mógł żyć... Nie myślisz chyba, że dałbyś radę przeżyć bez pisania?"

"Tylko króciutko"

"Popatrz, mówiły jedna do drugiej, ilu dziadków można mieć, ilu wnuków i braci ciotecznych. I ja z moimi braćmi siedziałabym za stołem, gdyby nie..."
(po kolacji szabasowej w żydowskim domu)

 "Nie znam was i wy się jeszcze nie znacie. Niech każda opowie coś o sobie. Króciutko, parę zdań, żebyśmy się trochę poznali.
Zapadła cisza. Kobiety zastanawiały się nad zwięzłą odpowiedzią. (...)
 - Nie mieliśmy już kryjówki, było nam wszystko jedno i rodzice postanowili z tym skończyć. Ojciec, który był dobrym pływakiem, poszedł na tory kolejowe, mama zrzuciła mnie do Wisły z mostu Poniatowskiego a potem sama zeskoczyła (...)
- Jestem z Węgrowa, to jest nedaleho Treblinki. Żydzi węgrowscy szkli do Treblinki na piechotę i mama położyła mnie w beciku na środku chodnika. Leżałam tak trzy dni i nikt mnie nie podjął, nikt nie śmiał się nawet zbliżyć, całe miasto wiedziało, że to żydowskie dziecko (...)
- Rodzice wyrzucili mnie z pociągu między Zamościem a Zwierzyńcem, pociąg jechał do obozu. (...)

Rabin słuchał słów angielskiej tłumaczki.
Już nie powtarzał - "parę zdań", ani "tylko króciutko"


ukryta tożsamość
 Wychowaliśmy się pod obcymi nazwiskami i w obcej religii - powiedziała kobieta, która otworzyła spotkanie. - Do dzisiaj nie wiemy jak nazywamy się naprawdę. Bardzo chcieliśmy być tacy jak inni, więc milczeliśmy. Odnieśliśmy sukcesy zawodowe i założyliśmy rodziny. Nigdy nie skarżyliśmy się, zresztą przed kim mieliśmy się użalić...?

do czego wracać w Polsce?- I Panie wracają do Polski?! - pytali ze zgrozą. - Do czego? Do grobów?
Mieli na myśli groby żydowskie, nie rozumiejąc, że kobiety wracają do swoich polskich grobów. Do matek, które nie były ich matkami i do żydowskiej pustki po matkach prawdziwych.

"Ulica Bornsztajna, ulica Górna..."
 

archeologia
"Mieszkaniec Sochaczewa Paweł Fijałkowski od dzieciństwa interesował się archeologią. (...)
Pewnego dnia Paweł F. znalazł w ziemi ślad działalności człowieka z czasów późniejszych: pogiętą, poczerniałą tabliczkę metalową z otworkami w rogach i trzema wyrytymi słowami:  Jakub Warman, adwokat. Paweł F. domyślił się, że tabliczka wisiała niegdyś na drzwiach. Nie mógł jej odbudować całymi drzwiami ani tym bardziej całym domem, ułożył więc na półce obok naczyń. I ten eksponat pochodził zresztą z przełomu er, a ściślej - z końca ery minionej. Sprzed Treblinki. (...)


Ocaleni z zagłady wyjechali z Polski. Ledwie zamieszkali w Jerozolimie, Toronto, Johannesburgu i Melbourne zaczęli Polskę rozpamiętywać. Nie Polskę właściwie, tylko zaginiony świat; umarłą cywilizację, która - ile? tysiąc? dziesięć tysięcy lat? - która dawno temu kwitła w Bieżuniu, Będzinie, Biłgoraju, Hrubieszowie, Rykach, Sochaczewie. Czterysta  polskich miast zapisano w żydowskich Księgach Pamięci"

Andrzej mówi, że on się tego odwracania od śmierci nauczył w Oświęcimiu.

"Taniec na cudzym weselu"

Panie świata, co ty właściwie masz do Twojego wybranego narodu?

 



Komentarze