Monika Sznajderman "Fałszerze pieprzu"

"Bycie Żydem sprowadzało się w znacznej mierze do wspominania. co kiedyś znaczyło być Żydem. Ze wszystkich rabinicznych nakazów najtrwalszym i najbardziej wyróżniających się jest Zachor! - pamiętaj." (Tony Judt,brytyjski historyk)

"Czy są miejsca, które straciły pamięć? Które ludzka pamięć omija, których przestaje dotykać?I co to za pamięć marnotrawna, która buja w obłokach, zamiast opowiadać, przywoływać historie?
Miejsca, których pamięć nie otacza troską, umierają. Dziwaczeją i dziczeją, porośnięte zielskiem zapomnienia."

"W dzisiejszej świadomości potocznej Radom nie kojarzy się ze swoją przedwojenną historią, ani nawet z rokiem 1976, lecz przede wszystkim z rozmaitymi dowcipami, w których miasto sprowadzone zostaje do czarnej dziury na polskiej mentalnej mapie (...)Mówi się też żartobliwie, że Radom to nie miasto, lecz stan umysłu. Zaiste, trudno o bardziej bolesny przykład nieistnienia."

"Ze wszystkich rabinicznych nakazów najtrwalszym i najbardziej wyróżniającym się jest Zachor! - pamiętaj! - pisze w Pensjonacie pamięci Tony Judt. (...)Gładko rozprawiamy o tym, co się od nas należ przyszłości - ale co z naszym długiem wobec przeszłości? Wyjąwszy prymitywnie praktyczne sposoby - zachowanie instytucji czy systemów - możemy ten dług w pełni obsłużyć tylko w jeden sposób: pamiętając i przekazując dalej obowiązek pamiętania".

Dlatego właśnie to robię - drążę i mnożę, ściubię, nizam i wyłapuję. Z wygrzebanych fragmentów historii, z nielicznych dokumentów i innych mniej licznych słów mojego ojca, ocalałego z Holokaustu, buduję opowieść. Ta książka powstała z jego milczenia. Mój ojciec należy do tych, którzy milczą. To milczenie jest ogromne, przepastne i można się w nim utopić. Dlatego zaczęłam pamiętać. Przeciw temu milczeniu, przeciw zapomnieniu, przeciw nicości, która chciała to wszystko pochłonąć."

"Moi radomscy przodkowie to "ludzie bez historii", "zwykli ludzie żyjący w niezwykłych czasach", ludzie, których historia "nie zapamiętała w żaden szczególny sposób".

"Nie zamierzam włączać się w pokrętną, w jakiejś mierze upokarzającą debatę nad swoistością Shoah - pisze George Steiner w Gramatykach tworzenia - [...] wydaje się jednak, że osobliwość wymordowania przez nazistów europejskich Żydów polega nie tyle na skali - stalinizm uśmiercił więcej ludzi - ile na motywacji. Cała kategoria ludzi, po niemowlęta włącznie została obwiniona o istnienie. Ich przestępstwem było istnienie, sama chęć życia"

"Te kilka czarno-białych fotografii, te parę archiwalnych dokumentów to w mojej sytuacji bardzo wiele - - gdy nie ma wyjścia - można zbudować z nich opowieść. Ale twarz opowiadającego, żywy głos z przeszłości, łzy za grubymi szkłami okularów, lekkie załamanie tonu to świadectwa najcenniejsze."

"Pamiętam, jak ożywiłeś się kilka lat temu, gdy twoja wnuczka jechała na plener do niemieckiego miasta Nossen. "Byłem tam w obozie", powiedziałeś. Teraz myślę, że to ożywienie było znakiem, którego wtedy nie umiałam odczytać. Znakiem, że ktoś w ułomny, niedoskonały, lecz jednak namacalny sposób dotknie twojej przeszłości. I pragnieniem, by jej dotknął."

"Jeśli zaś używamy już pojęcia zła, zaraz pojawia się pytanie, czy Majdanek i Auschwitz równoważą się na jego szali, czy też Majdanek to jednak mniejsze, a Auschwitz większe zło?
Czy w Auschwitz zło doprowadzone zostało do najskrajniejszej, najokrutniejszej, ekstremalnej formy? Czy ci, którzy ocaleli z Auschwitz, wyszli stamtąd trochę (...) bardziej osmaleni? A jeśli tak, to czy nie znaczy to, że płomienie krematoriów Majdanka były jakby chłodniejsze i spalały trochę mniej niż płomienie krematoriów Auschwitz? I że ci, którzy zginęli na Majdanku, zginęli mniej? A może jednak złem ekstremalnym były obozy zagłady, nie obozy pracy, a spośród nich Bełżec, w którym w ciągu niespełna dziesięciu miesięcy wymordowano około pół miliona ludzi (...). Więc Bełżec, który nie zostawił po sobie nawet pamięci?"

Auschwitz- "zahamowanie dynamiki rozwojowej".
"Użycie określenia zahamowanie dynamiki rozwojowej w kontekście najstraszliwszej w dziejach fabryki zagłady zdradza całkowitą bezradność języka nauki w odniesieniu do Zagłady jako przedmiotu badania".

"Ocalałeś, a Maria Thau mogła napisać to, co napisała: sądzę, że obozy, głód i utrata rodziców i brata nie zniszczyły jego osobowości, nie zbrukały wewnętrznej czystości". Ale czy te słowa mogą być prawdziwe? Czy możliwe jest prawdziwe ocalenie z Holocaustu? Dostępne świadectwa zdają się temu przeczyć. Pozostaje mi tylko ratująca, zbawienna wiara, że jesteś wyjątkiem.Że tobie jednemu się udało. Bo choć wiem, że nosisz i zawsze nosić w sobie będziesz Auschwitz, muszę wierzyć, że przynajmniej do pewnego stopnia, zarówno fizycznie, jak i moralnie, odniosłeś nad nim zwycięstwo. Muszę wierzyć w twoje słowa, że potrafiłeś na tyle wyzwolić się ze wspomnień, by móc normalnie żyć i że nigdy nie myślałeś o zemście. Muszę wierzyć, że oświęcimski numer na twoim przedramieniu nie stanowi - jak dla Amery'ego - całego sensu twojego istnienia i że inaczej niż Amery'ego opuściła cię uporczywa pamięć ofiary. Muszę wierzyć, że jesteś wolny od poczucia wstydu, który według Primo Leviego nie odstępuje tych, którzy ocaleli (...)"


"A jednak gdy czytam zapiski mojego polskiego dziadka, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że patrząc na otaczającą go wojenną rzeczywistość, dostrzega on wokół siebie, podobnie zresztą jak większość Polaków, przede wszystkim polską krzywdę. Że jeżdżąc z Lublina do stolicy ledwo widzi przepełnione lubelskie getto na Podzamczu (potem, po "wypędzeniach" także otoczone podwójnym drutem kolczastym szczątkowe getto na Majdanie Tatarskim) i rosnące mury getta warszawskiego. Ledwo widzi Żydów z opaskami na rękawach, Żydów głodujących i żebrzących na ulicach, Żydów, którzy 'przed wojną stanowili jedną trzecią obywateli jego studwudziestotysięcznego powiatowego miasta."

"Po wojnie, notuje w Suchych łzach lublinianka Nechama Tec, do Lublina powróciło, i to na krótko, niewiele ponad stu Żydów. Były wśród nich jedynie trzy pełne rodziny."

"Leżąca po sąsiedzki Ciechanki i Łęczną zamieszkiwały dwa osobne, odrębne, nieznające się narody. Nieznające i niepragnące się poznać. Od wieków losy polski i żydowski toczyły swe wody oddalonymi od siebie korytami.
Nie było wspólnoty losu i nie ma wspólnej pamięci, notuje Anna Bikont. A Isaac Bashevis Singer dodaje: Polski katolik nigdy nie dowiedział się, kim jest Żyd mieszkający w jego kraju. Nie miał i nie mógł mieć pojęcia, o czym pisze się w żydowskich księgach. Niczego nie wiedział o duchowym świecie Żydów, dostrzegając jedynie jego zewnętrzne znaki: mężczyzn ubranych w długie kapoty, o wielkich brodach i zmierzwionych pejsach, kobiety w czepcach i perukach. Widział, że do Żydów należy większość kramów i że żyją oni zazwyczaj trochę dostatniej niż chłopi, choć ciężej pracują. (...)Żydzi i Polacy, uważa Singer, nie istnieli dla siebie nawzajem jako ludzie. Można stwierdzić, że do ostatniego dnia we wzajemnych stosunkach silniejsza była obcość niż nienawiść."

"Istnieli, owszem, "swoi" Żydzi (...), natomiast en bloc Żydzi uosabiali obcość, z którą trudno było się utożsamić, która nie była człowiecza, i w tym sensie trudno było jej współczuć."

"Dziś przy Bramie Grodzkiej, w wielkiej, pustej przestrzeni po Żydach, pali się wiecznym żółtym światłem latarnia - jedyny ślad tamtego świata. 

"Czy obojętność może zabić? (...) Już na początku lat czterdziestych, jeszcze zanim na dobre rozgrzała się i ruszyła hitlerowska machina eksterminacji ludności żydowskiej, znaczna część społeczeństwa polskiego mentalnie zadekretowała pustkę po Żydach i w najlepszym wypadku się z nią pogodziła, w najgorszym - cieszyła się nią i w pełni ją pochwalała. Jeszcze istnieją getta i zaludniają je głodujące ludzkie cienie, ale oczyma wyobraźni, jeśli nie ma się zbyt wielu uczuć, można zobaczyć już nową Polskę - wolną nareszcie od Żydów, ale za to, co za szczęście, wypełnioną żydowskimi rzeczami, które w sprzyjających okolicznościach stać się mogą "pożydowskie", co wszak całkowicie zmienia ich status. (...)
Wciąż jeszcze byli na świecie Żydzi, a już marzono o ich rzeczach, jakby w sposób oczywisty należały się Polakom. Jakby tylko po to żyli a potem umierali, by przekazać swoim polskim sąsiadom to, co przez stulecia uzbierali, zgromadzili, co otoczyli czułą i troskliwą opieką. Jakby po to było te osiem wieków sąsiedztwa, by w końcu można było rozsiąść się wygodnie na żydowskich krzesłach przy żydowskich stołach, jeść żydowskimi sztućcami z żydowskich talerzy, na półkach stawiać kielichy kiduszowe i srebrne szabasowe świeczniki (...). By wreszcie wolno było z żydowskich kufrów wyciągać płaszcze, chałaty i kapelusze, a tałesy przerabiać na bluzki. " (230)

"We wszystkich miastach i miasteczkach spotyka się te same wrogie twarze ludzi ubranych w żydowskie rzeczy" (Mordechaj Canin)
 

Komentarze